wtorek, 21 października 2014

Filos #4

Na drugi dzień, Nahia wstała nie wiedząc gdzie się znajduje. Po dłuższej chwili rozmyślań nad tym co się stało i co robiła wczorajszego dnia przypomniała sobie dokładnie gdzie jest. Przez parę chwil użalała się nad sobą, po czym zaczęła myśleć o tym gdzie jest Jimmy. Przecież to jego łóżko. Miał ją obudzić, a najwyraźniej nigdy tego nie zrobił...
Nahia szybko wygramoliła się z łóżka, zajrzała do małej, aczkolwiek dobrze zaprojektowanej toalety. Szybko ochlapała twarz wodą i poprawiła włosy. Po mniej więcej pięciu minutach otworzyła cicho drzwi wystawiając głowę na korytarz. Rozejrzała się dokładnie czy nikogo nie ma w okolicy i zaczęła się wsłuchiwać próbując usłyszeć czy przypadkiem w domu nie ma kogoś poza Jimmy'm. Po chwili, gdy nie usłyszała niczego nadzwyczajnego postanowiła powoli zejść na dół. Jakby nie było, była ubrana jedynie w koszulkę swojego ulubionego zespołu - Black Sabbath - oraz damskie bokserki. Nie czuła się komfortowo ze świadomością, że Page może ją tak zobaczyć, aczkolwiek zostawiła większość swoich rzeczy w szafie na dole, nie miała innego wyjścia jak szybko przemknąć przez salon, zabrać swoje rzeczy (co swoją drogą było nie lada wyzwaniem, w kwestii wybierania ciuchów była stereotypową kobietą, pół godziny stania przy szafie nie zaowocowałoby w żadną sensowną decyzję), i znowu szybko podążyć do toalety, gdzie mogłaby wziąć cieplutki prysznic i się troszeczkę zrelaksować.Schodząc na dół Nahia nie rozglądała się po domu, jej celem było jak najszybsze dotarcie do wspomnianej wcześniej szafy i przemknięcie niezauważoną do łazienki. Poczuła dozę satysfakcji, gdy pomyślała o fakcie, że nie natrafiła na Jimmy'ego. Poczuła także ulgę ma myśl, że nie musi się wcale tak bardzo śpieszyć z doborem stroju.

Po pięciu minutach dalej stała tak przy szafie, myśląc jaki kolor dzisiaj pasowałby najbradziej, jaki ma humor, na co ma ochotę... przebierała
Minęło kolejne pięć minut i nagle poczuła jak coś bardzo delikatnie szturcha ją w prawe ramię. Nie spodziewała się, że gdy się odwróci zobaczy za sobą Jimmy'ego. Oczy miała jak pięciozłotówki, rzuciła ciuchy, które miała na podłogę i naciągnęła swoją koszulkę tak nisko jak tylko mogła. Jimmy kiwał tylko głową. Nahia patrzyła na niego z niezrozumieniem. Nagle gitarzysta podniósł rękę i wsazał dłonią w stronę kuchni. Dziewczyna odwróciła głowę we wskazywanym kierunku i to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Jimmy, okej, mogła się spodziewać, ale tam było całe Led Zeppelin plus gitarzysta Aerosmith, Joe, którzy na nią patrzyli!

Głupia, głupia, głupia! 

Karciła siebie w myślach za to, że nie spojrzała w drugą stronę, gdy schodziła na dół. Może wtedy ujrzałaby dom pełen facetów plus tę dziwną dziewczynę, z lisem i wiewiórką na rękach. Nawet te zwierzaki się na nią spoglądały.
- Przez cały ten czas? - zapytała zawiedziona, czując jak krew napływa jej do twarzy, co miało zwiastować to, że za chwilkę zrobi się czerwona jak burak.
Odpowiedzi słownej się nie doczekała, w zamian za to każdy kiwał tylko głową w porozumieniu.
Nahia uciekła szybko do toalety zatrzaskując za sobą drzwi. Po paru minutach analizowania całej sytuacji przypomniała sobie, że w końcu nie wzięła żadnych ciuchów. Przecież nie mogła spędzić reszty dnia w kiblu... Wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona go opuścić. Przygotowała się dobrze przed wyjściem naciągając po raz kolejny długą koszulkę aż do samych kolan, wbiegła na prędce do salonu i zabrała leżące na podłodze ciuchy i kosmetyczkę. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła. Nie zdążyła nawet odnotować reakcji ludzi obserwujących ten, tak jak ona by to uznała, cyrk. Uznała, że ten jeden raz był wystarczająco żenujący, nie chciała tego przeżywać znowu. Uważnie zaryglowała drzwi na zasuwę i oparła się ciężko o framugę. Odetchnęła zfrustrowana, nie wiedząc jak powinna się teraz zachować w stosunku do Jimmy'ego. Narobiła mu wstydu przy jego znajomych...

Pewnie będzie chciał wycofać swoje zaproszenie. A jeśli tego nie zrobi, to tylko przez grzeczność. 
Sama powinnam to zrobić. Przeprosić, podziękować i wyjść. Tak. Tak właśnie zrobię.

Nie zastanawiając się już dłużej rzuciła swoje rzeczy na podłogę i podeszła do prysznica. Druga łazienka była zdecydowanie bardziej przestronna od tej w pokoju Page'a. Odkręciła kurki z wodą i próbowała przez jakiś czas dostosować idealną temperaturę. Niestety jej pragnienie ciepłego prysznica zamieniło się na radykalnie na chęć wylania na siebie kubła zimnej wody z kostkami lodu.

Gdy dziewczyna wyszła z łazienki nikogo oprócz Page'a już nie było. Nahia ucieszyła się chwilowo, ale zaraz przypomniała sobie, że ciągle musi się skonfrontować z Jimmym. Podeszła powolnym krokiem i ze spuszczoną głową do gitarzysty, który nie mógł jej zauważyć, ponieważ był odwrócony do niej tyłem stojąc przy wysepce kuchennej przeglądając jakieś papiery. Obok niego stał kubek parującego napoju, który popijał co jakiś czas. Gdy Nahia stanęła już wystarczająco blisko, chrzaknęła cicho, by zwrócić na siebie uwagę. Jimmy natychmiastowo się odwrócił spoglądając na nią ze znacznej odległości. W końcu był od niej o półtorej głowy wyższy.
- Przepraszam - weszli sobie w słowo wypowiadając ten jakże wymowny wyraz w tym samym czasie. Jimmy uśmiechnął się szeroko śmiejąc się delikatnie, a dziewczyna podniosła głowę patrząc prosto na niego szeroko otwartymi oczami. Jej mina dokładnie oddawała jak bardzo zdezorientowana w tym momencie była.
- Nie masz za co przepraszać. Powinienem był cię uprzedzić, że będę miał gości - powiedział zakłopotanym głosem drapiąc się niedbale po karku.
- Nie no, co ty. Nie przejmuj się. Ci ludzie byli pewnie bardziej zainteresowani kim ja jestem niż, tym że byłam ubrana w piżamę. Chyba.
- Oczywiście zaraz zaczęły się pytania jak długo ze sobą jesteśmy i gdzie się poznaliśmy - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wybacz, że wprowadzam takie zamieszanie do twojego życia. Jak chcesz to mogę się wynieść. Choćby dzisiaj.
Jimmy chwycił Nahię za oba ramiona.
- No i gdzie się podziejesz? Nie masz dokąd pójść, to jedno, a drugie, to nie wprowadzasz żadnego zamieszania w moim życiu, wręcz przeciwnie, może w końcu wprowadzisz trochę pożądku i stabilizacji.
Nahia roześmiała się głośno, co tym razem wprawiło chłopaka w konsternację. Dziewczyna widząc jego minę szybko wytłumaczyła:
- Kobieta wprowadzająca stabilizację w domu, zawsze myślałam, że to zadanie facetów.
Jimmy słysząc to znowu szeroko się uśmiechnął. Wyglądał jakby właśnie spadł mu kamień z serca. Dziewczyna nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, że tak było naprawdę.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Filos #3

- Nie no, czekaj! - Jimmy wyrwał się z jej stalowych "uścisków" i sam chwycił ją dosyć mocno za nadgarstek. - Proszę o wyjaśnienia.
- Teraz, tutaj? Naprawdę?
- Teraz i tutaj! - Prawie że wykrzyczał, lecz chyba nie celowo.
- No dobra -  Nahia oparła się o maskę swojego własnego samochodu i tym razem to ona spróbowała uwolnić się z jego ubezwłasnowolnienia, co spowodowało nic więcej jak bardziej dokuczliwy ból. - No to powiedzmy, że znam, a raczej znałam - podkreśliła dosadnie - Roberta.
- Skąd? Jak? - Dopiero teraz puścił jej  rękę. - I co robią te kartony w twoim samochodzie?
Nahia uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- To o czym najpierw mam mówić? O byłej miłości mojego życia - prychnęła ze śmiechem - czy o kartonach i prawdziwym celu moich odwiedzin?
Jimmy nie wiedział co powiedzieć. Zapewne nurtowała go bardziej historia dotyczącą jego przyjaciela, ale zależało mu na niej, w jakiś sposób. Westchnął głęboko.
- Coś się stało poważnego? - spytał z nieudawanym zmartwieniem.
- Tak. Urodziłam się prawie 18 lat temu - położyła dłonie na biodrach. - Włamali mi się do domu. Zostałam ze zdemolowanym mieszkaniem, choć nie wiem czy tam jeszcze było coś do zepsucia, no i najważniejsze jestem bez kasy - łapczywie złapała powietrza. - Jutro miałam zapłacić za wynajem, ale właściciel nie zgodził się na przełożenie terminu zapłaty, więc byłam zmuszona oddać klucze - kontynuowała. - Nie mam gdzie mieszkać i póki co, za co żyć.
- No to ładnie.
Nahia zaśmiała się krótko, po czym zrobiła skwaszoną minę, gotowa do płaczu. Nie mogła jednak sobie na to pozwolić.
- No. Normalnie poszłabym do jakiegoś taniego motelu, czy coś, ale obawiam się, że nawet na to mnie nie stać. Więc przyjechałam cię prosić o pomoc. Jesteś tu jedyną osobą, którą znam. Ale zrozumiem jak się nie zgodzisz, najwyżej wrócę do rodziców. Nie ma problemu. Każdy ma swoje życie, zwłaszcza ty, jako słynna gwiazda rock'a. O Boże... czym ja sobie zasłużyłam!?
Jimmy stał tak w milczeniu przez jakąś chwilę.
- No, widzę że masz własne, poważniejsze kłopoty. Okej. Będę się zbierać - Nahia wstała z maski i skierowała się do drzwi od strony kierowcy. Już miała wsiadać, kiedy nagle poczuła jak ktoś znowu łapie ją za jeszcze leciutko obolały nadgarstek. Spojrzała się na potencjalnego napastnika, który również był w nią wpatrzony.
- Zastanawiałem się... - urwał.
- Hm?
- Zastanawiałem się... czy ty zawsze tyle gadasz? - mówiąc to patrzył w przestrzeń za samochodem, zapewne podziwiając widok małego parku.
Nahia wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Gdy uznała, że było to trochę nie na miejscu, uspokoiła się, ale dalej się uśmiechała. On również.
- W takiej sytuacji nie zostaje mi nic innego jak zaproponować Ci moją kanapę.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Będę ci wdzięczna do końca życia, przysięgam.
- No nie wątpię - zaśmiał się delikatnie i zrobił diabelską minę.
Jimmy okazał się być właścicielem najmniejszego z tych domów (swoją drogą i tak był ogromny), które Nahia miała okazję tam zobaczyć, co więcej był on bardzo przytulny, ładnie, nowocześnie urządzony i czysty. Page okazał się być doskonałym gospodarzem, oprowadził ją po swoich "czterech ścianach" dokładnie wszystko pokazał, opisał, wyjaśnił. I mimo że dziewczyna zajmować miała tylko kanapę i bardzo małą część jego szafy, cieszyła się, że będzie miała kogoś przy sobie i że będzie to właśnie Jimmy. Szybko zaklimatyzowała się w nowym, tymczasowym miejscu zamieszkania... Fakt, że musiała się wyrzec prawie wszystkich nawyków dziewczyny posiadającej w przeszłości chociażby własny pokój z łazienką trochę ją speszył, ale nie mogła narzekać. Przynajmniej miała gdzie spać. Gdy zdążyła się rozpakować akurat wybiła godzina 8. Mogła więc usiąść na chwilę, później wziąć prysznic i pójść spać. Tak właściwie to nie miała ochoty na nic więcej.
- No nareszcie skończyłam - rzuciła z uśmiechem wychodząc z sypialni Jimmiego.
- To co? - Odwzajemnił jej uśmiech. - Usiądziemy i napijemy się czegoś? Mam całkiem smaczne wino, wiem że nie przepadasz, ale nie mam nic innego. Chyba, że wolisz wódkę.
- Nie, to dziwne, ale nie mam zbytniej ochoty na alkohol dzisiaj. Jedyne co bym teraz robiła to spała.
- Nie ma sprawy, już przynoszę ci pościel.
- Nie no. Nie no, co ty. Pójdę spać dopiero jak ty się zdecydujesz. Nie dość, że ci okupuję salon, to jeszcze będę dyktować kiedy masz iść spać. Błagam. Poza tym nie pracuję, jeszcze, co swoją drogą mam nadzieję się szybko zmieni, więc mogę posiedzieć do późna. Tylko muszę cię uprzedzić. Śpię do południa. Albo nawet dłużej. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jest tak od kiedy pamiętam. Zawsze rodzice wściekali się na mnie bo zasypiałam do szkoły, albo w weekendy sypiałam do trzeciej. I znowu ten słowotok... wybacz.
Jimmy znów się roześmiał kiedy zobaczył jak w zdenerwowaniu uderzyła się pięścią w czoło.
- Nic nie szkodzi.
Nahia westchnęła.
- Może Ty mi coś o sobie opowiesz? Co robisz, gdy nie jesteś zajęty karierą aspirującego muzyka?
- Aspirującego muzyka, hę? - Nagle uśmiech z jego twarzy zniknął. - No co ja ci mogę powiedzieć... Robiło i robi się różne rzeczy. Póki co nie jesteśmy w trasie, więc jakoś wszystko idzie.
- I to tyle?
- Tyle? A czego się spodziewałaś?
- Nie wiem. Jakichś szalonych opowieści pełnych narkotyków, przelotnych miłości, romansów i w ogóle.
- Nie lubię o sobie mówić, nie mam być z czego dumnym póki co, nie jestem wzorem do naśladowania i chyba nigdy nie będę.
Dziewczyna zmilkła w zastanowieniu. Wydawałoby się, że chłopak także. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę oboje pogrążeni we własnych myślach. Nagle z dosyć intensywnego letargu wyrwało ich donośne pukanie do drzwi. Jimmy skrzywił się w zdziwieniu i spojrzał na Nash. Ona tylko wzruszyła ramionami i rzuciła:
- Jestem zmęczona. Poza tym nie chcę się naprzykrzać, mogę iść do twojej sypialni? Obudzisz mnie, jeśli zdążę usnąć.
- Jasne, nie krępuj się. Wiesz gdzie wszystko jest, więc idź.
- Dziękuję - rzekła z uśmiechem wspięła się na palcach i przytuliła go mocno. Jimmy w zdumieniu chciał coś odpowiedzieć, ale dziewczyna tak szybko jak go złapała, tak szybko się od niego oderwała i pobiegła na górę. Chłopak wolnym krokiem podszedł do drzwi wejściowych, by zaprosić do środka gościa. Za drzwiami stał Robert. Jim nie był nawet zaskoczony, właściwie to nawet się go spodziewał.
- No, to skąd znasz Nahię? - Rob spytał bez zastanowienia ledwo co przekraczając próg drzwi.
- Żadnego "cześć" albo "co słychać"?
- Nie przyszedłem pierdolić bez sensu. Dobrze wiesz, że zapowiedziałbym wizytę wcześniej.
- No tak... Ale czemu ona cię tak bardzo interesuje?
- Pierwszy zadałem to pytanie i chciałbym żebyś na nie odpowiedział - Robert wydawał się być o coś rozzłoszczony.
- Wpadliśmy na siebie w sklepie parę dni temu, wydawała się miła, więc się przedstawiłem...
- I tyle? Chcesz mi powiedzieć, że to był zwykły przypadek?
- No a czego się spodziewałeś? Że prześledziłem twoją przeszłość w poszukiwaniu jakichś brudów?
Robert zamilkł na dłuższą chwilę.
- Po prostu ten zbieg okoliczności wydał mi się trochę śmieszny i nie na miejscu, dlatego przyszedłem zapytać - odpowiedział skonsternowany.
- No widzisz, takie rzeczy się jednak zdarzają. Chcesz coś do picia?
- Najlepiej wódkę.
Jimmy przystanął na chwilę i spojrzał w stronę schodów zamyślony. Nie wiedział czy to był dobry pomysł, ze względu na Nash, ale coś mu mówiło, że jego przyjaciel nie byłby zbyt zadowolony, gdyby się dowiedział, że ona wówczas śpi w jego pokoju. Przecież kiedyś byli parą, przynajmniej tyle wywnioskował.
- To co? Masz tę wódkę, czy nie? - Niecierpliwił się Robert.
Jimmy szybko podszedł do lodówki i wyjął alkohol i sok pomarańczowy. Szklanki leżały tuż przy stole, więc nie musiał za bardzo się napracować.

W końcu po wypiciu pierwszej połowy litra Robert się odezwał:
- Byliśmy kiedyś parą.
- Domyśliłem się.
Robert podniósł wzrok znad szklanki i wbił go w Jimmiego.
- Była moją pierwszą prawdziwą dziewczyną. Idealnie taką jakiej chciałem. Szczera, szalona, ładna, urocza, niestosowna, ale skromna. Nie można mieć wszystkiego. Byłem wtedy od niej dwa lata starszy. Niby niewielka różnica, ale była widoczna. Jej rodzice nigdy nie puścili by jej razem ze mną. Przykładna rodzina z planami dla swoich dzieci... Mimo, że dziewczyna była idealna.
- To co się stało, że już nie jest?
- Musiałem stamtąd wyjechać. Błagam cię, kurwa. Nie mogłem siedzieć na dupie patrząc jak życie ucieka mi między palcami. Nie nadawałem się na męża, nie o tym marzyłem. Wiem, że byłem dupkiem mówiąc jej, że będę pisał i odwiedzał. Wiem, że zawiodłem ją mówiąc, że po nią wrócę. Niczego jednak nie żałuję.
Tym razem to Jim oderwał wzrok znad szkła wbijając wzrok w Roberta. Dobrze, że Nahia nie musi tego słuchać. Załamałaby się. Przykre, pomyślał. Tak właściwie to od kiedy mu tak bardzo zależało na jakiejkolwiek dziewczynie. Mógł mieć prawie każdą, dlaczego tak bardzo zależy mu na jej uczuciach? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Podziękował w duchu za alkohol i znowu napełnił sobie szklankę do połowy.
- Nie powinienem pić - powiedział, przechylił szklankę i wypił wszystko za jednym zamachem.

czwartek, 26 grudnia 2013

Filos #2

- Mój Boże... - westchnęła Nahia na widok wschodzącego słońca. Całą noc nie zmrużyła oczu leżąc w rozkopanej pościeli i kontemplując nad sensem życia. - Może gdybym jednak w Ciebie wierzyła, byłoby łatwiej?
Wygramoliła się z tego prowizorycznego łóżka i z brakiem jakiejkolwiek energii ruszyła do łazienki. Spojrzała mimowolnie na przesunięte wieko toalety i jej oczy ponownie zaszły łzami. Szybko wyskoczyła z koszulki, weszła pod prysznic, odkręciła wodę i gdy łzy wypłynęły z jej spojówek zdążyły zmieszać się z zimnymi strożkami wody. Uspokoiła się. Nawet wiedząc, że to tylko chwilowy, przekłamany spokój, upajała się każdą jego sekundą. Nie mogła sobie pozwolić na nerwy i smutek. Nie mogła, ale wydawało się to w tej sytuacji nieuniknione, bo w sumie kto cieszyłby się z
całkowitego braku kasy, przez obrabowanie? Czasami żałowała, że nie jest kompletnie wyprana z jakichkolwiek emocji, to na pewno uchroniłoby ją przed huśtawkami emocji, depresjami, czy brakiem perspektyw i motywacji. Takie stany zaczęły pojawiać się u niej w wieku szesnastu lat, po perypetiach, które wówczas przeżyła. Zawsze była osobą, która nadmiernie się angażowała w relacje z innymi, przywiązywała się do każdego, kto okazał jej choć trochę sympatii, bądź ciepła. Niedługo po wyjeździe Roberta znalazła paczkę trzech osób, która wkrótce powiększyła się o nią jedną. Byli oni najlepszymi przyjaciółmi, jak wówczas sądziła, zawsze idealnie się dogadywali, spędzali codziennie ze sobą czas, na poczatku raz na jakiś czas przy piwku, później każde ich spotkanie wiązało się z alkoholem. Kiedyś wpadli nawet na pomysł, żeby spróbować czegoś innego. Niby nie było to szkodliwe, nie miało ponoć skutków ubocznych, ale jej za bardzo spodobało się to uczucie, które następowało po zażyciu owego środka. Doszło do tego, że przez równy miesiąc żywiła się wyłącznie raz dziennie porządną dawką tabletek. Zrzuciła wtedy parę kilo i w końcu nawet była zadowolona po części ze swojego wyglądu. Ale co jej po wyglądzie, kiedy jej zdrowie psychiczne uległo drastycznej zmianie. Zero chęci, zero perspektyw, zero czegokolwiek. Już przedtem miała kłopoty z poprawną obecnością w szkole, odurzenie niestety w tym nie pomagało. Była zmuszona zerwać z nimi kontakt, na parę tygodni. Oni niestety uważali, że opuściła ich na zawsze i nie dali jej szansy wyjaśnienia całej sprawy.Od tego momentu nie jest już taka sama. Woli zostać w domu, samotnie, nie lubi poznawać nowych ludzi, nie lubi tłumu ani rozmów. Woli zostać w domu z książką, muzyką i samą sobą.

Po dosyć długim prysznicu nadszedł czas przemyśleń co dalej. Szykując się, starała się wykombinować jakieś rozwiązanie, które mogłoby dać jej trochę pieniędzy, ostatecznie kupić trochę czasu. W końcu jutro miała zapłacić kaucję i pierwszy czynsz za wynajem. Właściciel był i tak nadto wyrozumiały dając jej parę dni na zaklimatyzowanie się w "nowym" mieszkaniu. Złożyła przecież podania o pracę w paru miejscach, ale zanim dostanie pisemną odpowiedź, niestety minie jeszcze z tydzień.

Ciągle myśląc spakowała swoje rzeczy z powrotem do kartonów i zaniosła je do samochodu. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby nawet mieszkać w nim, ale szybko uznała to za absurdalny pomysł. I chyba słusznie. Na gwałt potrzebowała pracy, to było jej wiadomo. Zostało jej naprawdę niewiele gotówki, a nie chciała niepotrzebnie (?), niepokoić rodziców.

No i co, do cholery teraz!? Spróbuj żyć jak człowiek, legalnie, uczciwie, to nie... zawsze musi się coś przydarzyć. Od małego wiedziałam, że jestem nierozgarnięta i ogólnie jest ze mną wszystko nie tak, ale czemu takie przykre wydarzenia zawsze muszą właśnie mi się przytrafiać? I jak tu wierzyć w tego pierdolonego Boga, kiedy nie ma się do tego najmniejszych powodów. Miłosierdzie, sprawiedliwość, zrozumienie... nie znam tych pojęć w praktyce, a teoretycznie wiem, że podobno istnieją. Jak mogłam być na tyle głupia i myśleć, że jestem w stanie żyć tutaj w LA na nawet minimalnym poziomie? Skończ w końcu żyć marzeniami, one nigdy się nie spełnią, a zwłaszcza jeśli jest się osobą aż tak bierną w działaniu jak ty.

Nie miała wyboru, wybrała się więc do landlorda tego mieszkania z prośbą o przesunięcie terminu zapłaty, ale było tak jak myślała. Właściciel nawet nie chciał o czymś takim słyszeć. Kazał oddać jej klucze i ewentualnie wrócić z pieniędzmi. Było to na tamtą chwilę niemożliwe. Potrzebowała czyjegoś wsparcia, przecież jedyną osobą, którą tu znała był Jimmy. Szybko zaczęła żałować, że wyprowadziła się od rodziców, nawet zniosłaby 5 lat dalszej nauki. Pomyślała nawet o powrocie do Anglii, ale to z oczywistych powodów także było na chwilę obecną poza zasięgiem Nash.

Potrzebowała teraz kogoś. Kogokolwiek. Ale nie znała przecież adresu pana słynnego Page'a... Jedynym wyjściem był powrót do Whisky i próba podpytania kogoś o niego. Pojechała więc do samego centrum Sunset Strip, zatrzymała się pod barem i podeszła pod wielkie drzwi budynku. Nacisnęła klamkę, ale niestety drzwi ani drgnęły. Zaczęła więc dosadnie w nie pukać. Przecież musiał ktoś tam być. Spojrzała przez mocno zabrudzone okno, po lewej stronie od wejścia i z trudem, ale dostrzegła jakiś kształt lawirujacy pomiędzy stolikami. Znowu ponowiła próbę dostania się do środka pukając zawzięcie. Po paru minutach od środka otwierał drzwi. Doszedł ją dźwięk odsuwanej zasuwy. Po chwili zza drzwi wynurzyła się glowa młodego barmana, którego miała okazję poznać noc wcześniej.
- Cześć! - uśmiechnęła się uprzejmie. - Poznaliśmy się wczoraj, pamiętasz? J...
- Tak, pamiętam. Czego panienka oczekuje o tej porze? Zamknięte!
- Mam pewne pytanie dotyczące pana Page'a.
- Hm? - mruknął zachowując swoją kamienną twarz.
- Znasz może jego adres? Bądź wiesz gdzie się teraz znajduje?
- A jak panience powiem, to da mi panienka spokój?
Nahia pokręciła głową z odrazą. Przeszło jej przez myśl, że facet urodził się w złej epoce.
- Tak.
- A wiec, nie wiem gdzie on może być teraz, ale mieszka na wzgórzu hollywoodzkim, nie znam dokładnego adresu, ale znajdują sie tam tylko trzy domy, jeden z nich nalezy do pana Page'a.
- Dziękuję Ci... - zacięła się na chwile.
- Nie ma za co. Do widzenia.
- Na razie. - Nahia odwróciła się od drzwi i wróciła do samochodu. Wyciągnęła starą, porwaną mapę i zaczęła dokładnie ją studiować w poszukiwaniu owego miejsca. Swoją drogą, przeszło jej przez myśl, że musi mieć mnóstwo kasy, skoro stać go na własny dom na tym wzgórzu. Gdziekolwiek on się znajdował.
Nie miała większego problemu w dostaniu się tam. I faktycznie, znjadowaly się tam tylko trzy domki, średnich gabarytow, ale bogato wyglądających. Nie miała zbyt wiele do stracenia, wiec poszła do pierwszego z brzegu i znów zapukała. Po paru chwilach drzwi otwarły się z hałasem, a przed nimi stanął wysoki blondyn, którego Nahia doskonale znała i którego miała nadzieję już nigdy nie zobaczy.
- Tak? - powiedział sam Robert Plant znudzonym głosem.
Nahia stała jak wryta nie wiedząc co ma powiedzieć. Gdy doszła do wniosku, że milczy już zbyt długo sięgnęła niepewnie do swoich okularów przeciwsłonecznych i odsłoniła oczy.
- O mój Boże! - krzyknął blondyn. - Nahia, Nash! Co ty tu w ogóle robisz!? Tak dawno Cię nie widziałem!
Na te słowa nastawienie dziewczyny uległo drastycznej zmianie. Z niepewności i żalu zmieniło się w złość i niepohamowaną furię.
- Dawno mnie nie widziałeś, dawno nie rozmawiałeś, dlaczego!? - zaczęła cedzić przez mocno zaciśnięte zęby. - Tak mnie zapewniałeś, że będziesz pisał, że będziesz przyjeżdżał co jakiś czas. I nigdy się nie doczekałam... Żadnego słowa, ani jednego pieprzonego słowa!
- Ale spokojnie... - Plant złapał się za tył głowy i podrapał się.
- Spokojnie? Ja mam być spokojna? Jestem ciekawa jak ty byś się czuł! A! Zapomniałam, przecież ty nie masz uczuć. Jesteś zimnym, skończonym skurwysynem.
Ich wymianę zdań... a raczej monolog umoralniający Nash przerwał nie kto inny jak Jim.
- To wy się znacie? - spytał z takim wyrazem twarzy jakby miał zaraz zejść na zawał.
- Widać, nie tak dobrze jak mi się wydawało w przeszłości. Nieważne. Przyjechałam do ciebie. Mam kłopoty i prośbę.
- Kłopoty? Jakie kłopoty!? - wtrącił się Rob.
- Moje kłopoty, to już od dawna nie twoja sprawa. Żegnam więc - odwróciła się na pięcie i złapała Jimma pod rękę. - Idziemy - wydała rozkaz, którego ciężko było nie wykonać, wiec bez słowa ruszył za nią.

środa, 25 grudnia 2013

Filos.

Nagle oczom Nahii ukazał się widok, o którym tak długo marzyła, który sprawiał jej więcej niż przyjemność. Trudno to ubrać w jakiekolwiek słowa. Koncerty swoich idoli po prostu trzeba przeżyć. Oprócz miliona emocji, które w jednej chwili odczuwała, dotarło do niej, że jest inaczej niż to sobie próbowała w przeszłości wyobrazić. Było milion razy lepiej. Od szału poprzez smutek, graniczną radość i zapomnienie. Wszystko. Wszystko na raz. Zaczęła patrzeć na twarze swoich bohaterów muzycznych. Uroczy Bonzo, Jones, śmieszny uśmiech Jimmiego i on... nagle wszystkie jej emocje uciekły. Zastąpiła je pustka. Taka jak w jej szczenięcych latach, wtedy kiedy nie widziała świata poza nim. Wtedy kiedy ją zostawił. Wtedy.

No właśnie! Wszystko jest przeszłością, koniec. Tego już nie ma. Skończ otwierać to, co już nigdy nie powinno być ruszone, nic nie mogłaś zrobić, on też nie. Znasz to uczucie. Wiesz jak to jest. Dlatego tak bardzo bronisz swoich marzeń. To cię tego nauczyło. Trzeba coś poświęcić dla innego dobra, dla lepszej przyszłości. Trzeba.

Próbowała wmawiać sobie, że nic się nie stało, właśnie tak samo jak wtedy. Jednakże widząc go, grunt uciekał jej spod nóg. Szybko przemieściła się na tyły klubu, oparła się o ścianę i patrząc na nich, mając nadzieję, że jej już nigdy nie rozpozna, upiła spory łyk drinka. Uznała to za niewystarczającą ilość alkoholu. Zdecydowała, że pójdzie po coś mocniejszego, przyda jej się. Wróciła więc do przystojnego barmana, a jednocześnie jej bodyguarda jak się w końcu dowiedziała i poprosiła o wódkę, dużo wódki. I tyle też otrzymała. Wróciła pod ścianę i sącząc alkohol znowu na nich patrzyła. Zaczęli grać. Znów ten kalejdoskop uczuć jak i wspomnień. Jedno zamieniało się w drugie, ale jedna emocja w jej mniemaniu jej nie opuszczała - złość. Do siebie, do Jimmiego, że ją tu zabrał... Do Roberta. Wkrótce dotarło do niej, że to nie złość, to żal i przykrości, które skutecznie do niej wracały.
Mijały kolejne minuty. Nie była pewna ile, ale mijały. Nie potrafiła od nowa czuć tego wszystkiego co na początku. Z każdym łykiem trunku coraz bardziej opierała się swojej smutnej przeszłości.
Czemu? Czemu? Czemu? Ciągle powtarzała sobie jedno pytanie wracając do wspomnień, szukając odpowiedzi. Przestało mu zależeć? Może nigdy nie zależało? Idiotka! Przecież wiedziałaś, że to była konieczność.
Nie. Nie była. Mógł przecież poczekać. Te dwa, pierdolone lata by go nie zbawiły. A może jednak? Może nigdy by go tu nie było, gdyby czekał? Powinna się cieszyć. Przecież jej prawdziwa miłość odnalazła swoje prawdziwe szczęście. No właśnie, już nie miłość. A żal, pustka i współczucie. Nic więcej. A skoro nic więcej, to nie powinna się tym specjalnie przejąć, czyż nie?
To dlaczego? Dlaczego tak bardzo widok jego blond czupryny, niebieskich oczu i zawadiackiego uśmiechu ją bolał? Właśnie, bo kiedyś ten widok należał tylko do niej. Całymi długimi godzinami, dniami i nocami. Mogła go podziwiać, dotykać, całować, pieścić. Mogła z nim rozmawiać, był taki elokwentny, radosny, ciepły. Ciekawe jaki jest teraz? Może całkowicie się zmienił? Może nie?
Tylko pytania, same pytania!
I nagle w jej głowie zapanowała cisza. Koniec natrętnych myśli i domysłów. W tym samym czasie koncert się skończył, a Jimmy właśnie zeskoczył ze sceny i podążał w jej kierunku. Wiwaty fanów wydawały się dziwnie ciche, stłumione i oddalone. Słyszała tylko bicie własnego serca oraz widziała coraz bardziej zbliżającego się Page'a. Mówił coś. Spytał jak jej się podobało. Co powinna odpowiedzieć? Przecież w rzeczywistości wcale ich nie słuchała. Więc milczała.
- Nahia! Hej! - pomachał jej ręką przed oczami. - Żyjesz? - uśmiechnął się znów. Ona również. Odłożyła pustą szklankę i spojrzała na niego również z uśmiechem.
- Bardzo mi się podobało. Kolejne marzenie mogę wykreślić.
- To było twoje marzenie? Coś słabe je masz - zaśmiał się.
- Naprawdę tak uważasz? Więc czas je troszkę podrasować - dodała po chwili milczenia.
- Chodź, chciałem cię przedstawić chłopakom. Na pewno ich polubisz, a oni ciebie, mimo że są strasznymi skurwysynami. Ale to chyba normalne w tej branży - powiedział i pociągnął Nahię za rękę. Prowadził ją dokądś. Nie dokądś, tylko na backstage, z pewnością. Pewnie wszystkie dziewczęta jej właśnie zazdrościły. Która by tak nie chciała? Ale jej nic nie obchodziło. Nie wiedziała skąd nagle to wypranie z jakichkolwiek emocji. Chwilę później stwierdziła, że to błogie uczucie. Oby zostało z nią jak najdłużej. Była pewna, że to sprawka alkoholu, nie wiedząc dlaczego działał na nią inaczej niż na większość społeczeństwa. Zamiast płaczu, zobojętnienie. Tak bardzo potrzebne w tej chwili. Idąc bardzo wolnym krokiem znowu zaczęła zadawać sobie pytania.

Cholera... On mnie pozna. Przecież nic się prawie nie zmieniłam od tamtego czasu. Idiotka! W ogóle się nie zmieniłam! Za to on schudł, pobladł, wygląda na starszego. To pewnie przez zmęczenie. Nie możesz tam iść, to tylko dodatkowe kłopoty. Nauczyłaś się już żyć bez niego... więc nie może się znowu w nim pojawić.

 Nahia zatrzymała się przed sceną, za którą znajdował się pokój dzisiejszych gwiazdorów. Jimmy spojrzał się na nią z pytającym wyrazem twarzy. Ona zaczęła rozglądać się dookoła starając się wymyślić jakieś sensowne wyjaśnienie.
- Eee... nie mogę.
- Czego nie możesz?
- No... - jąkała się wskazując stronę sceny.
- Co no?
- No... I... iść.
 - Co? Dlaczego? - zdziwił się mocno, co znowu widać było po jego twarzy.
- Bo tak.
- Mhm. Bo tak. Wszystko jasne.
- No cholera! - Wściekła się delikatnie.
- Muszę iść. Po pierwsze jestem pijana, a mam jutro rozmowę o pracę - nagięła troszkę prawdę.
- W niedzielę? Pokiwała niepewnie głową.
- No dobra, niech będzie. A po drugie? - spytał marszcząc brwi.
- Co? - No powiedziałaś po pierwsze, ale nie dokończyłaś.
- No widzisz!? Nie wiem już nawet co mówię!
- No ok. - Ok? - Idź. Jak musisz, i chcesz, to idź.
- No dobra. Too... do zobaczenia?
- Mhm, do zobaczenia - Jimmy uśmiechnął się delikatnie, dotknął jej policzka i po chwili odszedł. Nahia została sama. Z tym dziwnym uczuciem, że już się jednak nie zobaczą.

Był środek nocy, uwielbiała tę porę dnia. Kochała nocne spacery, intrygowało ją wszystko co się wówczas działo, ale jednocześnie się jej bała. Przynajmniej kiedy była sama, jak teraz. Z jednej strony po alkoholu jej to nie przeszkadzało i mogła wszystko przemyśleć, z drugiej zaś nie znosiła być samotna. Kolejny paradoks towarzyszący jej uczuciom i poglądom. Była tego świadoma i jednocześnie zaciekawiona dlaczego. Cóż. Najwyraźniej kolejne pytanie na które odpowiedzi nie znajdzie. Nigdy.
Do apartamentowca, w którym mieszkała dotarła po godzinie spaceru. Trochę po drodze pobłądziła, ale mili państwo, których zaczepiła wskazali jej poprawną drogę. Jedyne czego teraz chciała to letni prysznic i łóżko. Weszła więc po schodach i po omacku szukała klamki od tych starych drzwi, gdy jej dotknęła poczuła jak otwierają się one bez wkładania w to żadnego wysiłku, nagle jakby wytrzeźwiała, dosłownie wparowała do mieszkania, zapaliła światło i zaczęła rozglądać się po splądrowanym pomieszczeniu.
- Kurwa - skwitowała półgłosem. - Kurwa, tylko nie to! Pobiegła szybko w miejsce gdzie ukryła włożone do plastikowego pojemnika pieniądze i ku jej jeszcze większemu niezadowoleniu nie znalazła ich.
- Nie... - szepnęła będąc na granicy płaczu. Padła na kolana i opierając ręce i głowę na wannie, wybuchnęła płaczem.

________________________________________________________



Krótkie, bo krótkie, ale jest. ;)
Za niedługo będzie więcej, obiecuję. Wolne, brak innych zajęć, więc będzie, na pewno! ^_^
Enjoy! 

środa, 6 listopada 2013

Krótka, nic nieznacząca notka od autorki :)

Witam. :O
Cholera, myślałam już jakiś czas nad napisaniem czegoś nowego, w końcu, ale ciągle to odkładałam, zajrzałam na ten blog z ciekawości i zobaczyłam dzisiaj (06.11.13 r.) komentarz z bodajże 13 października (!), pieprzonego października, że komuś się moje opowiadanie podoba, powiem więcej, uważa je za genialne, co jest way more nice, niż powinno, i dotarło do mnie, że muszę napisać kolejny rozdział.
Nie wiem do końca kiedy on powstanie, będę się starać jak najwięcej codziennie pisać, ale ostatecznie zobaczymy. Zwierzając się, mam zapierdziel w szkole, same jedynki, matura tuż tuż, z tego co nam mówią, znowu same jedynki, złamana kość krzyżowa, więc jak widać, mam wesoło! :)
Aczkolwiek, jako że jestem parodią licealistki (nie wspominając o moich przykrych ambicjach) wolę zająć się pisaniem niż nauką na cholerne prawo, filozofię, czy historię! :D


Okej, nie zanudzam więcej... See you soon, I hope. :<

poniedziałek, 9 września 2013

- Może zamiast patrzeć jak się katuję pomógłbyś mi? - Nahia zirytowała się obojętnością Jimmiego, który oparł się o samochód odpalając papierosa. Postanowił jednak się nie odzywać i w takim milczeniu przyglądać się dziewczynie. - Dziękuję za pomoc, bezużyteczny człowieku! - krzyknęła do niego spod drzwi apartamentowca. - Idziesz, czy będziesz tak stał? I czy ja cię w ogóle powinnam do siebie wpuszczać? - zapytała sarkastycznie, lecz uznała, że coś w tym jest. Tym razem doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejażdżka windą, bo właściwie komu chciałoby się wchodzić na 3 piętro schodami, zwłaszcza kiedy ma się tonę zakupów do wniesienia i windę pod ręką. W oczekiwaniu na środek transportu pomyślała o swoim mieszkaniu, z którego była tak dumna, o drzwiach, które zaraz otworzy... lecz wzdrygnęła się na samą myśl o ich zamku. Kiedy winda w końcu zjechała Nash minęła prawdopodobną sąsiadkę, która właśnie kierowała się ku wyjściu. Oczywiście uśmiechnęła się elegancko i powiedziała dzień dobry. Lepiej chyba jest być na przyjaznej stopie z sąsiadami, czyż nie? - pomyślała. Niestety Nahia nie usłyszała jak jej drogi towarzysz również wymienia uprzejmości. Skarciła go wzrokiem w efekcie czego Jimmy tylko wzdrygnął ramionami na znak braku zainteresowania.
Gdy w końcu dotarli do jej małego zakątka Nahia mogła głęboko odetchnąć. Gdyby nie miała nieproszonego gościa pewnie wskoczyłaby w swoje najwygodniejsze dresy i włączyła muzykę na cały regulator. Właśnie sobie wyobrażała jak byłoby wspaniale, gdy z błogiego marzenia wyrwał ją ciepły, zachrypnięty, niski głos, który chcąc nie chcąc uznała za pociągający.
- A więc słuchasz Black Sabbath. - powiedział wskazując na plakat, który zdążyła powiesić jeszcze wczoraj przed snem.
- Taak, czwórka moich bogów.
- Są nieźli.
- Nieźli? Są genialni! Nawet się nie waż zaprzeczyć.
- Nieważne.
- Nieważne? Okej - Nash pokręciła w zdumieniu głową I zabrała się za rozpakowywanie toreb. - A czego Ty słuchasz?
- Ja? Ciężko sprecyzować. - rzucił chwytając piwo, które dziewczyna mu podała. Zaraz po tym usiadł na podłodze wcześniej podkładając sobie pod siedzenie poduszkę. Oparł się o barek tak, że mógł podziwiać zachód słońca przez okno, a gdyby nawet wytężyć wzrok można by dostrzec słynny napis Hollywood.
Gdy Nash uporała się w końcu z zakupami wzięła piwo i delikatnie oparła się o barek. Otwierając butelkę przyglądała się dokładnie profilowi faceta, którego można było określić mianem cichego, a wręcz milczącego, tajemniczego, a zarazem intrygującego, bezpośredniego, ale dającego się lubić. No i nie mogła nawet przed sobą ukrywać, że nie jest przystojny, bo był nawet cholernie przystojny. Burza długich, nieułożonych, kruczoczanych włosów, orzechowe oczy, ledwo dostrzegła tęczówki ze względu na jego bardzo szerokie źrenice, łagodne rysy twarzy, które sprawiały, że wyglądał na wiecznie zamyślonego... młody bóg, tak podsumowała to wszystko w myślach. Ciągle nie mogła jednak wyprzeć przekonania, że go gdzieś już widziała. Szybko jednak przestała o tym myśleć, była szczęśliwa, że nie zajęło jej zbyt wiele czasu poznanie kogokolwiek. Fakt, że przez przypadek, ale zawsze coś. Doszła do wniosku, że takie siedzenie w upalny dzień w środku mieszkania, gdy ma się do dyspozycji całkiem duży balkon nie ma sensu, upiła spory łyk zimnego piwa i nalała wody do miski.
- Co robisz? - zapytał Jimmy najwyraźniej wybudzony ze swojego transu.
- Chcę umyć ten balkon. Albo chociaż podłogę - skrzywiła się na widok oblepionej, czarnej posadzki.
- Przestań.
Nahia popatrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Masz nożyczki? - kontynuował.
Nash pokiwała twierdząco głową i wskazała karton leżący obok niego.
- Idealnie - szepnął i zaczął wyciągać wszystko z leżących kartonów.
- Ale...
- Ciii - Jim próbował uspokoić Nash i uśmiechnął się najszczerszym uśmiechem jaki dziewczyna kiedykolwiek widziała. I nagle przestała się złościć. Chwilę później chłopak poukładał wycięty papier na posadzce balkonu i tym razem usadowił się na świeżym powietrzu. Nahia dołączyła do niego przynosząc sześciopak, z którego ubyły już dwie butelki.
- Wciąż jednak uważam, że lepiej było to umyć. Nieważne. Więc -  czym się zajmujesz? - spytała siadając obok.
Jimmy spojrzał na nią uważnie, po czym odpowiedział wymijająco:
- Hmm... to zależy.
- Zależy? - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Od czego?
- Nieważne. Pomówmy o tobie. Czym ty się zajmujesz, skąd jesteś, bo domyślam się, że nie z LA.
- Mogłabym przysiąc, że ty też nie - Nahia uśmiechnęła się zadziornie. - Więc... odpowiadając na twoje pytania. Zajmuję się, w sumie niczym. Dzisiaj złożyłam parę podań o pracę w różnych miejscach, takich jak jakieś magazyny muzyczne, czy inne bary, puby. A ogólnie gram na gitarze. Kalecznie, ale gram. Głównie i właściwie dla siebie. Urodziłam się w Staffordshire, w Anglii. Tata dostał jednak możliwość lepszej pracy w Seatlle, i oto jestem, osiemnastoletnia, świeżo po szkole i szukająca szczęścia w życiu. Proszę bardzo, krótka nota biograficzna nic nie znaczącej, smutnej dziewczyny, która czuje się na co najmniej 60 lat i której najlepszym przyjacielem jest muzyka.Otwarłeś puszkę pandory, wiesz? Teraz będę narzekać. - zaśmiała się smutno.
- Wspomniałaś coś o byciu nic nieznaczącą. Nie lubisz mieć prywatności, chcesz.być osobą publiczną? Muzykiem?
- Nie, nie o to chodzi... chociaż właściwie, tak. Chciałabym. Jedno z moich największych marzeń. Tylko nikt z mojej rodziny nie wierzy w marzenia i wydaje im się to głupie. Z czasem zaczęłam sama w to wierzyć i skończyłam jakiekolwiek starania.
- Nie powinnaś wątpić w szczęście, bo na tym to niestety polega. Ale zastanów się poważnie nad tym "zawodem" jeśli można to tak nazwać. Wiele osób jest z niego niezadowolonych. Powiem dosadniej, zaczynają być popieprzeni. Jak myślisz, dlaczego mówi się, że rockmani są wredni i małostkowi? Z czasem przestaje ci zależeć na czymkolwiek... bierzesz się za dragi, alkohol i krzywdzisz wszystkich dookoła, a najbardziej siebie.
- Wow... Mówisz o tym jakbyś miał dosyć duże doświadczenie.
Jimmy spojrzał na Nahię surowym wzrokiem i znowu zamilknął. I znowu to dziwne przeczucie...
- O cholera! - dziewczyna gwałtownie wstała z miejsca przewróciwszy butelkę, z której wylała się resztka piwa. Oczy świeciły jej się jakby widziała co najmniej ducha. Pobiegła szybko do salono-sypialni, zaczęła szybko przebierać w kartonach, po paru minutach znalazła to, czego szukała i wróciła do swojego gościa. Porównując zdjęcie dołączone do winylowej płyty zespołu, który uważała za święty. Led Zeppelin. Jimmy Page. Sanffordshire. Robert. Myśli przelatywały przez jej głowę tak szybko, że nie wiedziała na czym skupić uwagę. - O cholera!
- Teraz właśnie się dowiedziałaś od czego zależy czym się zajmuję.
- Chryste! Cały czas mi kogoś przypominałeś... Ale nigdy bym nie pomyślała, że mogę spotkać Jimmyiego Pagea w cholernym sklepie dla cholernych majsterkowiczów!
- No widzisz... teraz widzisz. O tym mówiłem, jak wspomniałem o byciu osobą publiczną.
- Przepraszam, wybacz. Po prostu nigdy nie pomyślałam, że będę pić piwo z jedną z najsłynniejszych gwiazd rocka i moim idolem. - Nahia usiadła z powrotem na swoim miejscu.
- O tym też coś chyba wspominałem. - Jimmy uśmiechnął się po raz drugi w ten niesamowity sposób, który doprowadzał ją do ekstazy. Szybko jednak odwróciła wzrok.
- A tak swoją drogą, często wpraszasz się do obcych ludzi?
- Niezbyt często potykają się o mnie dziewczyny. - zaśmiał się.
- Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć... - droczyła się.
- No dobra, często - skwitował. - Ale większość robi to specjalnie. A gdy zobaczyłem te zagubienie w twoich oczach i gdy upewniłem się, że nie masz pojęcia kim jestem, pomyślałem, że może przez chwilę posiedzę z kobietą, która nie będzie starała się wejść mi do łóżka ze względu na mój zawód. Tak właściwie to nie wiem co wy ciekawego widzicie w naszych mordach...
- Co widzimy? Na przykład przystojnych, utalentowanych facetów, którzy tworząc muzykę oddają tym samym kawałek siebie? Którzy zważają na emocje? Ale, co ja tam wiem. Mogę mówić tylko za siebie.
- Też podobają Ci się rockmani?
- Głupie pytanie. Ja po to żyję, żeby znaleźć swojego rockmana. - Nahia zaśmiała się, mimo że powiedziała prawdę. Jimmy także się uśmiechnął i spojrzał na nią.
Siedzieli później jeszcze parę godzin, słońce zdążyło już dawno zajść. Byli na zmianę to pogrążeni w kompletnym milczeniu to prowadzili ożywioną rozmowę pełną pasji. Dobrze się dogadywali. Nahia miała nadzieję, że uda jej się zaprzyjaźnić z Jimmym... od czasu Stanffordshire nie miała już przyjaciela. To dziwne, że teraz nagle znalazła z kimś wspólny język... i to nie z byle kim, ale z liderem Led Zeppelin. Jakoś ciągle nie potrafiła uwierzyć. Co chwilę zerkała na niego ukradkiem, żeby popodziwiać boga Rock n' Roll'a we własnej osobie. I dlaczego czuła się w jego obecności tak... swobodnie? Może dlatego, że nie był ani trochę krępujący. Cały czas przechodziły jej przez jej głowę dziwne i oczywiste myśli.
- To co? Gotowa na wyprawę na Sunset?
- Myślałam, że pójdziemy wcześniej.
- Tak, też tak myślałem, ale nie chciało mi się ruszać, teraz jednak jestem zmuszony, bo za jakieś - spojrzał na zegarek - 37 minut muszę być w Whisky.
- Whisky a Go Go!? - Nahia wybałuszyła oczy. - Nie no... zgrywasz się, co nie?
- Chciałbym, ale nie teraz.
- No to na co jeszcze czekamy? - poderwała się z miejsca i dopiła swoje piwo.
- Nie przebierasz się? - Jimmy był wyraźnie zdziwiony.
- A co? Powinnam? Źle wyglądam, czy coś?
- Nie, nie.. wręcz przeciwnie. Ale większość przebywających tam dziewcząt, o ile nie wszystkie ubierają sukienki, czy coś w tym rodzaju.
- Nie wiem czy wspominałam, ale ja nie jestem większością. Dobrze się w tym czuję i nie widzę potrzeby zmiany ciuchów.
- W takim razie idziemy. - chłopak podał dziewczynie ramię i ruszyli.
- Cholera... miałam wymienić zamek w drzwiach. - Nahia syknęła w złości patrząc na stare wejście.
- Oh, nic się nie stanie jeśli wymienisz go jutro.
- No chyba nie... - westchnęła poddając się.
30 minut później byli już na miejscu. Nahia strasznie żałowała, że dzisiaj już nie zobaczy reszty Sunset Strip, ale nigdzie nie miała zamiaru się stąd ruszać, przynajmniej mogła mieć pewność, że zdąży jeszcze to zrobić.
Na wejściu Whisky rzeczywiście wyglądało na dosyć ekskluzywny klub. Czerwone kolory dodawały temu miejscu jeszcze więcej uroku. Nie był to ogromny klub, lecz urządzono go w tak idealny sposób, że mogła się tam zmieścić całkiem spora liczba osób. Nahia i Jimmy oczywiście weszli bez kolejki. Gdyby mieli tam stać to pewnie weszliby prawdopodobnie nad ranem. Nash podziękowała w myślach losowi i obiecała sobie, że jakoś odwdzięczy się za to Jimmy'iemu. W końcu nie każdy ma okazję wejść na koncert bez biletów i parogodzinnego oczekiwania. Wnętrze wywarło na dziewczynie jeszcze większe wrażenie. Kolejne mini-marzenie do skreślenia. Była strasznie podekscytowana całą tą sytuacją, z każdą kolejną chwilą coraz ciężej było jej w to wszystko uwierzyć. A najbardziej w jej nowego znajomego. Przecież takie sytuacje się nie zdarzają. A jednak... Tylko dlaczego ona? Przecież to nie ma sensu. Cholera, przecież on też musi mieć kogoś normalnego, z kim może porozmawiać. Nie żeby on był nienormalny, czy coś, ani ona do końca normalna, w jej mniemaniu, ale z pewnością większość dziewcząt patrzy na niego przez pryzmat sławy i pieniędzy. Ale czy ona też z czasem nie zacznie tak robić? Nie ma mowy. Nie dopuści do tego. Nigdy. O ile ta znajomość przetrwa. I tak trwa już dłużej niż zazwyczaj.
- No i jak? Podoba się? Zadowolona? - Jimmy podniósł głos, żeby na pewno go zrozumiała w tym zgiełku.
- Właściwie to tak. Nawet nie wiem co powiedzieć, jak to wszystko skomentować. - Nash odparła w zdumieniu cały czas się rozglądając.
- Nie musisz nic mówić, ważne, że ci przypadło do gustu. Słuchaj teraz uważnie - znowu spojrzał na zegarek, a później starał się uchwycić jej wzrok - niestety, ale byłem umówiony i jestem teraz pilnie potrzebny i raczej tam gdzie idę nie mogę cię ze sobą zabrać, ale obiecuję, że za niedługo po ciebie przyjdę, posiedzimy, napijemy się jeszcze czegoś. Widzisz tego barmana? - wskazał na ciemnoskórego, bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę za barem, który patrzył w naszą stronę, był uśmiechnięty, elegancko ubrany i posiadał parudniowy zarost, który dodawał mu jeszcze więcej męskości. Uśmiechnął się ukazując rząd prościutkich, białych zębów i pomachał mi na powitanie, odwzajemniłam uprzejmości i spojrzałam znowu na Jimmyiego.
- Ale nie zapomnisz o mnie i nie zostawisz mnie tutaj, co nie?
Jimmy zaśmiał się, a Nahii na ten widok zrobiło się przyjemnie.
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko musisz być cierpliwa. Dobra, lecę, bo mnie zabiją. - ucałował jej policzek i zaczął się powoli oddalać, rzucił jeszcze tylko krótko - Do później, malutka.
Nahia kierując się do baru rozmyślała nad jego ostatnimi słowami. Chcąc nie chcąc uznała to za urocze. Od czasów... jej ostatniego przyjaciela nikt nie nazwał jej 'malutką', a to było parę lat temu jeszcze w Stanffordshire.
- Nieważne. - warknęła sama do siebie. To był już dla niej zamknięty rozdział, obiecała sobie, że nie będzie o tym wspominać. Nawet samej sobie. Ale czy teraz będzie to możliwe. Może jej nie pozna. Oby.
- Cześć, jestem...
- Tak, wiem, wiem. Jesteś Nahia, przyjaciółka pana Page'a.
Przyjaciółka? Pana Page'a?
- Ja mam na imię Stephen i będę się tobą opiekował do czasu aż pan Page nie wróci z koncertu.
- Masz się mną opiekować? - Nash zmarszczyła brwi.
- Tak, mam dopilnować, aby niczego pani nie zabrakło, żeby nikt pani nie zaczepiał, nie przeszkadzał i żeby pani nic się nie stało.
- Nic mi się nie stało mówisz? Okej, niech będzie. I tak poza tym jestem od ciebie zdecydowanie młodsza, proszę, zwracaj się do mnie po imieniu.
- Nie wiem czy powinienem, przykro mi.
- Dlaczego!? Ahh... zresztą, nieważne. Mógłby mi pan zrobić jakiegoś drinka?
- Stephen. - mężczyzna poprawił ją, ona w odpowiedzi spiorunowała go wzrokiem. - Już się robi.
- Proszę, whisky z colą. Ile płacę?
- Nic proszę pani.
- Nic?
- Wszystko na rachunek pana Pagea.
- Nie ma mowy! - Nahia się zdenerwowała. - W tej chwili mi powiedz ile kosztuje ten cholerny drink!
- Przykro mi panienko.
Tego było już za wiele, Nahia wzięła drinka, położyła na barze banknot 50 dolarowy i odeszła. Była strasznie wściekła, że nikogo tu nie zna i jeszcze bardziej wściekła, że Jimmy kazał jakiemuś barmanowi się nią opiekować. A może bardziej tego nie rozumiała.

Stała na środku klubu i dosłownie nie miała zielonego pojęcia co ma teraz zrobić, gdzie iść. Przypomniała sobie jednak, że jeżeli dobrze zrozumiała, to Jimmy ma dzisiaj koncert. Co oznacza, że zobaczy Led Zeppelinów na żywo! Szybko przestała żywić do kogokolwiek urazę, a wręcz cieszyła się wieczorem i nadzwyczaj smacznym drinkiem. Po jakimś czasie ze sceny zeszły tancerki go-go, a zapowiedzieli koncert Zeppelinów. 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Imprezę czas zacząć...

Nahia obudziła się jak zwykle ze słuchawkami oplecionymi wokół szyi, tyle że tym razem już nie w swoim niesamowicie miękkim łóżku, lecz na podłodze, której tym mianem określić się raczej nie dało. Była już pewna co kupi za swoją pierwszą wypłatę. Oczywiście najpierw musiała znaleźć jakąkolwiek pracę, o ile...
Jeszcze raz rozejrzała się po swoim malutkim mieszkanku, co prawda wczoraj już zrobiła mały obchód, lecz była zbyt zmęczona, by zwrócić uwagę na wszystko po kolei. Oprócz faktu, że to miejsce musiało przejść gruntowny remont, wszystko inne jej tam pasowalo i  było właśnie tak jak sobie wymarzyła... no, może z paroma małymi odstępstwami, które nie miały jakiegoś większego znaczenia. Zaraz gdy skończyła nacieszać oczy i ego swoimi małymi czterema ścianami, wciągnęła na siebie kuse, czarne  spodenki, ukochaną, bardzo znoszoną kszulkę z logiem Jack Daniel's i zmierzwiła swoje długie blond włosy palcami. Miała już konkretny, skrzętnie ulożony plan gdzie iść i co kupić. Już od dawna wolnymi chwilami śledziła z uwagą mapy najpopularniejszej części Los Angeles, więc wiedziała, że nie powinna mieć problemu, by znaleźć odpowiednie sklepy, których zapewne była tam niezliczona ilość. Skierowała się ku drzwiom, wyszła na klaustrofobiczną wręcz klatkę i zaczęła zmagać się z zamkiem.
- Zapamiętać, odwiedzić sklep dla cholernych majsterkowiczów! - wycedziła przez zęby sama do siebie z nieukrywaną złością. Po jakiejś chwili jakimś cudem udało jej się zamknąć stare, mocno zdezelowane drzwi mieszkania.
- Tak! - szepnęła radośnie w myślach dziękując Bogu.
Pospiesznie zbiegła ze schodów celowo omijając windy. Nie żeby się ich bała, po prostu wolała nie kusić losu, ten całkiem dobrze bawi się jej kosztem. Gdy opuściła już apartamentowiec, z uśmiechem się rozejrzała po okolicy. Wyglądała na całkiem spokojną... w sumie czego innego ma się spodziewać o 8 rano? Naprzeciw bloku był maleńki, uroczy park, w którego sercu umieszczono stosunkowo dużą fontannę, dookoła niej postawiono parę ławeczek, całkiem zadbanych ku zdziwieniu Nash. W mieście gdzie mieszkała dotchczas nic takiego nie miało prawa bytu, zaraz albo ktoś by je wyniósł albo zniszczył do końca. Podobała jej się także ta zieleń. Wiele drzew, trawników, krzewów. Było po prostu idealnie. Zważywszy, że koszty za wynajem nie są zbyt duże, nie biorąc pod uwagę kaucji,  nie mogła na nic narzekać.
Wsiadła do swojego samochodu i odpaliła silnik. Spojrzała na kontrolkę paliwa i z niezadowoleniem stwierdziła, ze najpierw musi zatankować.
Jej plan na ten dzień nie był zbyt ambitny. Niezbędne zakupy, poszukiwanie pracy, odpczynek w pustym domu i wieczorne zwiedzanie Sunset Strip. Kolejne marzenie, które właśnie tego dnia miało się spełnić.

Spełnianie marzeń jest takim słodkim uczuciem. Nie wiem dlaczego ludzie poświęcają chęć uszczęśliwiania samego siebie na rzecz całkiem niepotrzebnych spraw. Może to kolejna indywidualna cecha związana z patrzeniem na świat oczami realisty... nie wiem.
Tak właściwie ja nie byłabym w stanie przeżyć, gdybym nie mogła robić tego czego zapragnę, oczywiście w miarę rozsądku. Wielu ludziom wydaje się, że większość marzeń jest nie do spełnienia, ja uważam wręcz przeciwnie. Tyle rzeczy można zrobić bez jakiegoś większego wysiłku. Oczywiście jeśli marzy się o czymś ambitniejszym, to praca jest wręcz wskazana, ale bez pragnień, w życiu nie byłoby nic ciekawego. Oddanie się przyjemności z przeświadczeniem o pracy, którą trzeba było wykonać jest chyba bezcelowe... Zawsze coś trzeba poświęcić, żeby osiągnąć swój wlasny spokój wewnętrzny.

Z samochodem pełnym zakupów już kierowała się w stronę obecnego miejsca zamieszkania, lecz przypomniała sobie o zamku, który wymaga szybkiej naprawy, albo w ogóle wymiany. Zawróciła więc w poszukiwaniu sklepu dla budowlańców i rozmyślała nad wygodą posiadania auta, nie był to może jej wymarzony wóz, aczkolwiek był zadbany, a co najważniejsze sprawnie działający.
Zaparkowała jak najbliżej budynku. Myśl o odmalowaniu ścian okazała się całkiem przyjemna... będzie miała co robić w oczekiwaniu na odzew od potencjalnych pracodawców.
Mknęła pomiędzy półkami myśląc o nowych kolorach ścian, czystym i w miarę umeblowanym już mieszkaniu, które miało być jej prywatnym azylem, nie zwracając zbytnio uwagi na nic za nią, czy... przed nią. Jej wysoko uniesiona głowa nie pozwoliła jej zauważyć mężczyzny kucajacego tuż przed nią. Dosłownie się o niego potknęła posyłając go na kolana, a samej opierając się o jego plecy. Uprzednio upuściwszy oczywiście wszystko co niosła, na szczęście nie było tego za wiele.
- Co do k...!? - ciemnowłosy mężczyzna podniósł zdecydowany głos w rozdrażnieniu.
Nahia błyskawicznie cofnęła ręce mocno zażenowana.
Podeszła do niego z przodu pomagając mu wstać. Przepraszając histerycznie schyliła się by podnieść pozostawione przez niego rzeczy z podłogi sklepowej.
- Przepraszam, cholernie bardzo przepraszam! Nic panu nie jest!? Naprawdę przpraszam! Nie chciałam... - potokiem słów miała zamiar załagodzić sytuację. - Jestem taka nieuważna - dodała półgłosem. - Nie mam pojęcia o czym ja myślałam! Proszę mi wy...
Ciemnowłosy najwyraźniej dobrze się bawił słuchając tych jej zdaniem nędznych tłumaczeń, jego połśmiech wyraźnie ją frustrował.
- Dobrze, już dobrze! Nic już nie mów, nic się przecież nie stało. - uśmiechał się mężczyzna.
- Jak Pan może tak w ogóle mówić!?
- Po pierwsze, poważnie wyglądam aż tak staro, żeby mówiono do mnie na 'pan'? Po drugie naprawdę nic się nie stało. Błagam, przestań panikować i histeryzować.
- Ja nie... oh... - westchnęła przerywając, wdawanie się w dyskusję z kimś, komu się wyrządziło krzywdę wydawało się nie na miejscu. - Ale jest pan stuprocentowo pewny? - widząc jego pobłażliwą minę szybko się poprawiła. - Znaczy... czy jesteś pewny?
- Tak, tak, tak!
- Dobrze więc - już miała odchodzić, lecz spojrzała na swoje dłonie, które kurczowo ściskały taśmy malarskie. Oddała mężczyźnie rzeczy i zaczęła zbierać swoje.
- Śrubokręt? - Spytał spod przymrużonych oczu. Najwyrazniej jemu jednak nie było spieszno.
- Eee... tak. Jakoś trzeba sobie radzić. - Nash odpowiedziała nie zastanawiając się nad dwuznacznością wypowiedzianych słów. Facet przyglądał jej się z rozbawieniem. Gdy zobaczyła jego minę nagle jej policzki zalały się purpurą, nieświadomie zaczęła przygryzać dolną wargę. Kolejny nawyk w zbyt żenujacych momentach, którego nie była w stanie się oduczyć.
- Myślę... myślę, że powinnam już iść. Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia - w myślach szybko  dodała 'oby nie, oby, kurczę nie'.
Zaczęła szybko przebierać niezbyt długimi nogami, jej chód raczej przypominał wolniutki bieg niż chód. Musiała jeszcze wybrać odpowiednie farby i przybory.
Mając już wszystko co było jej potrzebne oraz zapominając już o całym zdarzeniu skierowała się ku wyjściu. Ale przed sklepem czekała ją jakże miła niespodzianka, której nigdy by się nie spodziewała. Mianowicie stał tam opierając się o ścianę ciemnowłosy chłopak. Tak, teraz zauważyła jego młodą, przystojną twarz. Na której ciągle był ten wyraz rozbawienia, który tak bardzo wyprowadzał ją z równowagi. Na dodatek kojrzyła ją z kimś, oczywiście szybko odrzuciła tę myśl uznając ją za niedorzeczną. Nie wysiliła się nawet na grymas przypominajcy uśmiech, tylko znów szybkim krokiem ruszyła tym razem w stronę samochodu. Reklamówki ułożyła na tylnej kanapie, usiadła na swoim miejscu i rąbnęła głową w kierownicę uruchamiając tym samym klakson, zbytnio się tym nie przejęła. Leżała tak przez krótką chwilę, lecz po chwili usłyszała coś jak pukanie w szybę. Podniosła głowę i odwróciła ją w prawo. Ten widok znowu jak kolejna niespodzianka ją zaszokował. Otworzyła drzwi i spojrzała na swoją niedawną ofiarę, którą niechcący potrąciła.
- Wiedziałam, że coś się stało!
- Dlaczego tak myślisz?
- Inaczej byś mnie tak nie dręczył... Czego potrzebujesz? Odszkodowania? Mam cię zawieźć na pogotowie?
- Jezu Chryste, nie! Niczego od ciebie nie chcę. Oprócz imienia, adresu i chęci spędzenia z tobą tego wieczoru, niczego innego od ciebie nie chcę. - uśmiechnął się tak uroczo, że nawet jej zrobiło się miło.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś dewiantem, zapraszasz dziewczyny na 'wieczòr', potem gwałcisz i zabijasz? Hm?
- Nie wiem, czy w miejscu gdzie mieszkałaś do tej pory tak się działo, ale ja na pewno nie jestem typem takiego 'dewianta' jak to ładnie ujęłaś.
Musiała się chwilę zastanowić.
- A więc... jak masz na imię ciemnowłosy, przystojny człowieku, który nie jest takim dewiantem jakiego opisałam?
- Jimmy.
- Jimmy, okej. Czy nie potrzebujesz podwózki?
- Właściwie too... z miłą chęcią się przejadę - wypowiadając te słowa kierował się w stronę miejsca dla pasażera. Gdy ulokował się już wygodnie kontynuował rozmowę. - A więc... jak ty się nazywasz, śliczna, nieuważna dziewczyno? -  na dźwięk tych słów zamarła i znowu zaczęła przygryzać dolną wargę. Jimmy przyglądał się jej w spokoju jakby przetwarzajac każdy milimetr jej twarzy. - Hm?
- Nahia, Nash... jak wolisz.
- Równie śliczne imię.
Jej twarz nagle nabrała koloru żywej czerwieni.
- Nie umiesz przyjmować komplementów... - Jim udał nadąsanie. Dziewczyna zaśmiała się uroczo. - Tak lepiej. Masz śliczny uśmiech. Nie ukrywaj go!
- Dobra, koniec, bo zaraz oboje dostaniemy cukrzycy. Więc... dokąd chcesz jechać?
- Najlepiej tam gdzie ty, a potem wyciągnę cię na Sunset.
- I tak tam miałam iść.
- Sama?
- A dlaczego nie?
- Ja bym się bał. Tam jest sporo tych, jak to ujęłaś, dewiantów.
- To dlaczego chcesz mnie tam zaciągnąć?
- Booo... booo... Bo tak.
- Mhmm. Wszystko jasne - uśmiechnęłam się do niego. - Właściwie to nikogo tu nie znam. Więc, dlaczego nie.
- Uroczo.
- Tylko co będziesz robił przedtem u mnie?
- Nie wiem... posiedzę, popatrzę na zachód, napiję się z tobą wina.
- Okej, u mnie do siedzenia jest tylko podłoga. Ewentualnie poduszki. Taras jest tak brudny, że nie ryzykowałabym na Twoim miejscu otwierania nawet tych drzwi. Bóg jeden wie co tam można znaleźć.
- Ale wina się napijesz, prawda?
- Hm... Nie. Nie przepadam za alkoholami. Jeśli nie jest to oczywiście piwo.
- Miało być romantycznie. Ale piwo też jest okej.
Nahia zaśmiała się widząc reakcję Jimmiego.